środa, 10 lutego 2010

Ja chcę kota...

Wstrzymywałam się z napisaniem tego posta z nadzieją, że będę mogła się pochwalić nowym domownikiem ale niestety...
O co chodzi? O to, że chciałabym mieć w domu... kota!!! A konkretnie kotkę. I już prawie się udało, gdyby się nie okazało, że moje nowe kochanie jest rodzaju męskiego. Ech... Kolejny samiec w domu mi niepotrzebny. Znajomy weterynarz poradził, żeby się wstrzymać, kocur będzie nam znaczył teren i chodził w teren, więc żeby unikać takich sytuacji, zdałoby się go pozbawić męskości. To ja już wolę poczekać na moją koteczkę.
Jako dziecko miałam wspaniałego kocura - nazywał się Marian i mieszkał ze mną 10 lat. Okolice zwiedzał notorycznie mimo moich próśb i zakazów, a potem wracał na łono rodziny z licznymi obrażeniami całego ciała. Mimo to kochałam go bezgraniczną dziecięcą miłością do samego końca.
Po erze Mariana żaden kot nie zagościł już w moim domu. I właśnie teraz chciałabym to zmienić. Chcę kota!!! Mamy już trzech rzezimieszków ale one mieszkają na dworze i wątpię aby na dłuższą metę chciały teraz dzielić ze mną swoją przestrzeń życiową. Dlatego musi to być nowy kot a raczej koteczka. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się znaleźć.

Nasza ekipa:

- Szary i Mały bez ogona


- Bury skaczący po wierzbie





Zima oczywiście nadal bez zmian, śniegu wszędzie dużo za dużo, lodu też w nadmiarze.
Zrobiliśmy karmnik dla ptaków ale jak do tej pory żaden się nie skusił :-( mimo że sikorki okupują okoliczne drzewa. Bardzo wiele ptaków drapieżnych pojawiło się nad wsią, pewnie polują na gryzonie albo gołębie. Dużo u nas też srok. I coraz częściej blisko domów podchodzą kuropatwy. Zwierzętom chyba też już dopiekła ta zima.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz