Oczywiście, żeby tradycji stało się zadość pączki są ale... tym razem nie smażone własnoręcznie ale za sklepu.
Za to popełniłam ciasto dla mamy, na poprawę nastroju...
Ciasto:
5 jaj,
3/4 szklanki cukru,
3/4 szklanki mąki pszennej,
1/4 szklanki mąki ziemniaczanej,
1 łyżeczka proszku do pieczenia.
Masa:
puszka brzoskwiń,
galaretka brzoskwiniowa albo pomarańczowa.
Dekoracja:
śnieżka,
1 łyżeczka żelatyny,
3/4 szklanki mleka,
starta czekolada.
Ubijamy białka jajek ze szczyptą soli na sztywna pianę. Dodajemy po kolei żółtka. Mąki przesiewamy i łączymy ze sobą oraz z proszkiem do pieczenia. Dodajemy do ciasta małymi porcjami i ręcznie albo za pomocą miksera ale na najniższych obrotach mieszamy całość.
Ja ciasto piekę w prodiżu. Wykładamy dno papierem do pieczenia, ścianek niczym nie smarujemy. Pieczemy około 30 minut aż góra ciasta ładnie się zarumieni.
Ciasto wyciągamy z prodiża dopiero po wystygnięciu. Przekrawamy na 2 części.
Galaretkę rozpuszczamy w szklance gorącej wody. Brzoskwinie kroimy na małe kawałeczki i wrzucamy do galaretki. Gdy zacznie tężeć smarujemy nią połowę ciasta i przykrywamy drugą połową.
(Ciasto to typowy biszkopt więc jeśli boimy się, że będzie za suche możemy je odrobinę nasączyć np.: przegotowaną woda z odrobiną soku z cytryny).
Śnieżkę ubijamy z mlekiem. 1 łyżeczkę żelatyny rozpuszczamy w około 2 łyżkach gorącej wody, wlewamy do ubitej śnieżki i jeszcze chwilę ubijamy. Gdy zacznie tężeć smarujemy nią wierzch ciasta.
Posypujemy startą czekoladą.
Smacznego!
Na dworze zamieć... w południe mam wyjazd i już wiem, że muszę zabrać ze sobą łopatę - na wszelki wypadek. W ostatnim czasie wiele takich wypadków miało miejsce, a stanie w zaspie w szczerym polu jakoś mi się nie widzi.